Wpierw były piosenki,
dawno w podstawówce,
a że były kiepskie,
"a to je wyrzucę"!
Tak się zezłościłam,
że je wyrzuciłam!
Dziś mi ich brakuje,
nawet ich żałuję...
Cóż, że nieudolne?!
Za młodu zmyślone!
Co z tego, że kiepskie?
Przecież byłam dzieckiem!
Wtedy zaś myślałam,
wtedy uważałam:
"muszę i powinnam
poematy pisać".
Zbyt ambitnie wtedy
ujmowałam rzeczy,
błąd ten popełniłam,
sama zawiniłam.
Cóż, było minęło,
sto lat upłynęło,
wiersze powróciły,
tutaj zagościły.
Jeden mi się ostał,
napisany został
wieczorem zbyt późnym
w dwutysięcznym ósmym,
więc go zacytuję
(on też się rymuje), bo
nie chcę znów do kosza
myśli swych wyrzucać,
nie chcę znów żałować,
potem znowu dumać...
choć tempo mych wierszy
wciąż bardzo podobne,
kiedyś będzie inne,
kiedyś będzie dobre...
Dzisiaj przybywam w
postaci wiersza,
Będzie to dla mnie
forma najszczersza,
Aby powiedzieć Ci
owo i to,
Co mogło wydarzyć
się w tamtą noc.
Miało być słodko,
upojnie do dna
I plany były i
zamiary dwa.
To co się stało,
opowiem Ci już,
Co dzieje się w
zimę, gdy za oknem mróz.
Po telefonie i
ustaleniu
Przyszłam do domu w
lekkim zmęczeniu
I myślę sobie, hej
nie dawaj się,
Bo Twój kochanek
samochodem mknie!
Ten fakt więc
przywrócił mi mózg i mnie,
Biorę zakupy….zaglądam….o
nie!
Cóż za kolacja bez
wina będzie!
Tegoż to przecież
nie miałam na względzie!
Zapomnieć, nie
kupić, ach co za szał!
Kolacji z Kochankiem
nie będzie, ach!...
Wykręcam numer do
Złotka Mego,
A On udaje
niedostępnego!
Ciśnienie skacze i
pulsy biją,
Bo wina nie ma, Kochanek
zaginął.
Patrzę przez okno,
zima na dworze,
Mnie to już chyba
nic nie pomoże…
Wykręcam numer po
raz kolejny,
A Mój Kochanek
wciąż niedostępny!
No cóż myślę sobie,
lwem przecież jestem,
Powalczę w kuchni,
zrobię coś z mięskiem!
Gotuję, przypiekam,
doprawiam i duszę,
Ale zadzwonić
ponownie muszę…
Kochanek odbiera i
pyta się,
Czy ma coś kupić,
bo w sklepie jest.
Toż ja szczęśliwa,
mówię: „kup wino”,
A On mi na to: „Aniu
Dziewczyno,
Wino pić chcesz?
Dziś do kolacji?
Czemuż to dzisiaj?
Z jakiej to racji?”
A ja Mu na to: „No
łatwa będę,
Tak na początek,
tak na zachętę,
Zjesz makaronik z
mięskiem przepysznym,
Będzie seksownie,
rozumiesz mnie? Słyszysz?”
„Dobrze, niech
będzie”- mówi Kochanek,
„teraz już kończmy,
Ty zaparz dzbanek
Herbatki z cytryną,
a jak przyjadę,
Jeszcze mi wody do
wanny nalej,
Niech będzie ciepła
lecz nie gorąca,
Może być nawet
trochę pachnąca”.
Koniec rozmowy,
koniec tematu,
Więc czekam na
Niego pełna powabu
W nowym gorsecie od
H&M,
Już dzwoni dzwonek,
ach to Mój Men!
Sprawdzam czy
wszystko na swoim miejscu:
Świece, kolacja,
cyce w gorsecie
I myślę sobie
działo się będzie,
Będzie się działo
ręce zacieram,
Do drzwi podchodzę,
patrzę otwieram,
Wyginam prężę niby
niewinnie,
Swe ciało gładkie,
już trochę zimne
„zapraszam, wchodź-
pycha jedzonko”,
Ale coś marnie wygląda
słonko.
Mówi, że chory, że
źle się czuje,
Że jest zmęczony,
że ledwo żuje
Nasze jedzonko,
wina nie pije
I nagle mnie prosi,
„podaj aspirynę”
Ja myślę sobie:
takie to kwiatki??????
Dzień robienia z
siebie wariatki !!!!!!
Ale wypełniam Jego
pragnienia,
Choć ma złą miną,
nudne życzenia…
Daję Mu leki, robię
bąbelki,
Sama zjem sobie
małe precelki!
Kochanek spać
poszedł, smutno mi jest
I siedzę sama i
myślę, że:
Mam wino słodkie,
jest całe dla mnie,
Podjadłam, popiłam
i już jest fajnie
I doszła do mnie
myśl skromniuteńka,
Aczkolwiek prawa i prawie świetna:
Że nie należy robić
zawodu
Naszym kochankom
zaraz od progu,
Że głowa boli, że
mi niedobrze,
Choć bez kolacji
czeka- to dobrze!
Ważne, że czeka,
myśli, że dzwoni!
Faceci….są
boscy…..ktoś się nie zgodzi……?
(a.gawęda- 2008 r.)