promyk świta,
świetlik, żuczek
gdzieś pomyka,
tam pod spodem
tymi liśćmi,
nie nadepnij
go nie ściśnij,
bo to jego
są obszary,
co zmieniają się
w hektary.
Na wyprawę
w wielką puszczę
z małym jeszcze
Mateuszem,
z Mają, z Julą
i z Konradem
i z Lucyną
i z Tomaszem,
z bratem Mirkiem,
z Jego Ewą,
z Arkadiuszem
tak daleko
żeśmy sobie
wędrowali
i z wszystkiego
żartowali,
no bo jak tu
nie żartować
kiedy stanik
z drzewa woła
że tu coś się
wydarzyło
( chyba komuś
było miło).
Tak nam liście
szeleściły,
drogę ścieżki
nam tyczyły,
tak nas słońce
ogrzewało
tak nam przyrodą
pachniało,
tak nam było
razem cudnie,
że minęło
wnet południe.
Drzewa barwę
pozmieniały,
stal nierdzewną
przyodziały...
Pójdę z Wami
chętnie jeszcze!
Pójdę w śniegi,
w słońce, w deszcze...!
Jestem pod wrażeniem wiersza i zjawiska :)
OdpowiedzUsuń